Rolkowy fun ;)

Jakieś 3 tygodnie temu Norbert, rzucił hasło „jedźmy na rolkach do Warszawy”. Jako, że jestem na punkcie rolek jeszcze bardziej zakręcony niż on pomysł spodobał mi się i stwierdziłem: 3 dni, 300 km, Chalange Accepted.  Ustaliśmy że wyjedziemy w piątek 26 sierpnia ok. godziny 14:00.

Kilka dni przed ty terminem spotkaliśmy się by ustalić plan działania. Ani Norbert ani ja nigdy wcześniej nie robiliśmy na rolkach tak długich dystansów, więc każdy szczegół wydawał Nam się istotny: sprzęt, pogoda, noclegi. Najważniejsze było jednak zaplanowanie trasy, która miała wyglądać następująco:

– 1 dzień : http://goo.gl/SPV7bG

-2 dzień : http://goo.gl/EqRLnO

-3 dzień :

W piątek, wyruszyliśmy z Poznania około godziny 15:00. Temperatura w cieniu sięgała 30 stopni, plecaki ważyły ok. 10 kg. Pierwsze 25 km przejechaliśmy bez większych przeszkód. Po drodze mieliśmy okazję poznać  kilka ciekawych osób. Mi w pamięć szczególnie zapadli „weseli Panowie”, który umilili Nam czas podczas postoju.  Odjeżdżając zabraliśmy ze sobą pozdrowienia, które mieliśmy przekazać po dotarciu do Warszawy Prezydentowi.

Wyprawa była, dla mnie wyzwaniem z kilku powodów. Ze względu na ilość kilometrów, jaką sobie wyznaczyliśmy, niedawno przebyta kontuzję kręgosłupa oraz przeziębienie, które dawało mi się we znaki.

Niestety po przejechaniu ok. 30 km zaczęły mnie boleć plecy. Obciążenie i pozycja lekko zgarbiona, którą wymusza jazda na rolkach sprawiły, że wróciła stara kontuzja. Na szczęście Norbert zaoferował mi pomoc, miałem też w torbie leki przeciwbólowe.

Jazda po asfalcie w mieście, parkach, czy po kostce brukowej jest lepsza niż nasze polskie drogi. Każde odepchnięcie męczyło nogi, które trzęsły się od wibracji. Pierwszego poważnego brak asfaltu uświadczyliśmy w miejscowości Gułtowy. Niestety nie przewidzieliśmy, że trasa rowerowa obejmuje też drogi nie utwardzone. Jako, że jazda po piasku jest na rolkach praktycznie niemożliwa, musieliśmy zawrócić i po konsultacji z miejscowymi wybrać inną trasę.

Kilka rzeczy po drodze Nas zaskoczyło: malutki „Sklep Polski”, znajdujący się w maleńkiej wiosce, gdzie przemiła Pani ekspedientka z radością poinformowała Nas o możliwości płatności kartą, czy nowy plac zabaw pośrodku pola, na którym chętnie sami się pobawiliśmy 😉

Gdy po raz kolejny skończył Nam się asfalt, szybko podjęliśmy decyzję o dalszej, 3 kilometrowej, pieszej wędrówce.

Im bliżej byliśmy Wrześni tym lepsza była trasa. Do Wrześni dotarliśmy ok. godz 19 i tam zrobiliśmy sobie dłuższy postój. Zjedliśmy kolację i zarezerwowaliśmy nocleg w Strzałkowie.  W dalszą drogę wyruszyliśmy o 20:30 ubrani w kamizelki odblaskowe i opaski.

Odległość jaką mieliśmy do pokonania to 19 km. Chcieliśmy skorzystać z późnej pory i zmniejszonego natężenia ruchu na krajowej 92. Niestety droga ta nie posiada utwardzonego pobocza, a jazda ulicą okazała się niebezpieczna. Postanowiliśmy więc wybrać alternatywną trasę. To jak się okazało również nie był dobry pomysł. Piękny asfalt szybko się skończył, o czym przekonałem się podczas bolesnego upadku. Po pokonaniu pieszo kolejnych dwóch kilometrów wróciliśmy na 92, przy której na tym odcinku mieliśmy już chodnik do samego Strzałkowa. Tam mieliśmy zarezerwowany nocleg w gospodarstwie agroturystycznym.

Czytaj dalej